Czterdzieści lat temu z wypiekami na twarzy czekałem na każdy odcinek w telewizji. To było święto. Prawie misterium. Kochałem te śliczne Japonki, klimat filmu, i nawet głównego bohatera, bo wtedy jeszcze nikt w Polsce nie znał słowa gej, więc nie czuł obciachu. Kiedy zobaczyłem pierwszy odcinek nowego Szoguna, to płakać mi się zachciało. Nie sądziłem, że aż tak bardzo można spier***ić taki serial. Wydawało się, że to niemożliwe. Ale udało się. Nowy Szogun, jest płaski, nudny, i zamiast ślicznych Japonek, mamy skośne babochłopy z mentalnością amerykańskiej feministki. A przecudnej urody Richarda Chamberlaina zastąpił Cosmo Jarvis, podrzędny aktor o charyzmie posła Michała Szczerby. Po prostu dramat.
W uju mam psychiatrów i ich biznesy ;-) Nie dam im zarobić, nawet kiedy zacznę widzieć różowe słonie ;-)
Po ocenach, które wystawiasz domniemam, że jesteś zakompleksioną piz*a, która wylewa żale w internecie, żeby się dowartościować :)
Domniemanie fałszywe. Możesz mieć takie wrażenie, bo faktycznie większość nowych filmów oceniam bardzo źle, gdyż są bardzo złe. Ale to nie ma nic wspólnego z moimi kompleksami, tylko z wchodzeniem na rynek nowego pokolenia, dla którego logika może nie istnieć, sensu nie musi być, a zgodnie z powiedzeniem "kierowniczko, jest zima, więc musi być zimno" w filmach, jak jest noc, to wiadomo, że nic nie widać. Ja lubię filmy, w których scenariusz opiera się na logice i ma sens, a jak jest noc, to widzę aktorów, a nie domyślam się, że tam są.