Ja nie wiem skad te wysokie oceny, ale wersja z 1999 roku jest wow, a serial no coz bardzo probuje byc jakis, ale nic z tego nie wychodzi. Kocham ta historie, a wychodzi ona nudno i bezsensu. Aktorsko bardzo slabo-one note- Matt Dymon, Jude Law czy Paltrow idealnie wystopniowali napiecie. To jest film psychologiczny, wiec ,mega istotna jest wielowarstwowosc i stopniowe budowanie postaci.
W serialu tego nie ma. Wszystko na jedno kopyto. ,Mega liczylem chociaz na Andre Scott, ale no bardzo mnie rozczrowal. Niby nie jest najgorszy, ale nie potrafie sie wkrecic w jego postac. Ta rola mogla pokazac naprawde wysokie umiejetnosci aktorskie a niestety udowodnila, ze jest przecietny. Wiem, ze duzo osob uwaza te subtelne podejscie do postaci Thomasa Ripley jako celowe,ale niestety Matt Demon zrobil to w sposob mistrzowski. A Andrew jest w kazdym filmie taki sam, co za tym idzie nie umie zbudowac skomplikowanej postaci. Czarno biale zdjecia sprawdzaja sie tylko w przypadku orginalow, lub histori osadzonej w danej epoce. Brakuje mi tu nawet klimatu Atrani, ktory w filmie Minghella jest bardzo intensywny,a tu mimo ladnych zdjec poprostu znika. Wszystkie postaci sa jakby wyciete z innej bajki. Kompletnie nie rozumiem dlaczego Frieddie nagle jest transeksualista? Nigdy wczesniej autor o tym nie wspominal,a w serialu Netflixa oczywiscie mamy to ukazane. Ja naprawde mialem nadzieje na dobra produkcje, a po obejrzeniu 3 odcinkow, co uwazam juz za wystarczajce, jestem bardzo rozczarowany. Chcialbym dac szanse tej produkcji, ale naprawde sie nudze. Jesli rezyser bierze sie za cos co juz ma wysoka renome to uwazam, ze musi sie naprawde postarac. Tutaj chyba ktos poszedl na latwizne.