Film nieco anachroniczny, szczególnie Vivienne Leigh nie powala. Mogłoby się wydawać, że tekst Williamsa jest świetnym materiałem na dobre kino psychologiczne. W rzeczywistości adaptację oglądało się jak teatr telewizji i to nie najlepszej jakości.
Mimo wszystko Marlon Brando jest w roli Stanleya po prostu genialny. Jego gra jest intensywna, ale nie przerysowana. bardzo nowoczesna. Cały czas przyciąga wzrok na ekranie, nie tylko ze względu na urodę i wręcz dziki seksapil ;)
Mam podobne odczucia. Brando to zdecydowanie najjaśniejszy punkt całego filmu. Wyróżnia się niesamowicie i aż dziw, że nie dostał Oscara mimo, że dostały go dwie inne osoby z tego filmu. Być może chodziło o zagraną postać: za rolę zapijaczonego polaczka nie mógł przecież dostać Oscara heh. Widać już jak w tamtych czasach postrzegano Polaków w USA i pewnie do dziś niewiele się zmieniło.
Co do Vivien to popieram: wyjątkowo irytująca postać.
Jestem świeżo po seansie.
Film jest niesamowity.
Vivien jak Blanche okropnie mnie irytowała swoja naiwnością, delikatnością... A jednocześnie jej współczułam. Była strasznie samotna. Do tego chora psychicznie. Żyła w swoim świecie. Trafila do domu szwagra, który od samego początku byl do niej wrogo nastawiony.
Brando jako Stanley był tak realny, tak prawdziwy, że aż napawał przerażeniem. Cyniczny, prostacki i porywczy... Bez 2 zdań jest najwiekszym plusem tego filmu.
nie oszukujmy się, wizerunek Brando a la Stanley Kowalski, wszedł do kanonu popkultury