Niestety, ale pomimo fantastycznej obsady przykro patrzeć na film sci-fi, który już w kilku pierwszych scenach zaprzecza prawom fizyki.
Pomysł na fabułę może i ciekawy, ale wykonanie momentami wręcz komiczne (przy scenie w ambulatorium i sparaliżowanym członku załogi połowa sali powstrzymywała śmiech, tak absurdalne to było).
A druga połowa wychodziła z kina. Nie rozumiem, co autor miał na myśli. Na usta ciśnie się Gombrowicz: "Jak zachwyca, skoro nie zachwyca?". Koniec cytatu.
I co z tego że połowa sali wychodziła z kina? Jakie to ma znaczenie? Po co patrzysz na innych. Sam pomyśl. Z filmów Von Triera też mnóstwo osób wychodzi a wszyscy wiemy że praktycznie każdy jego film to arcydzieło.
Oh tak, bo jak Von Trier coś nakręci to zdecydowanie jest to arcydzieło. Przecież facet ma von przy nazwisku, jakże może być inaczej.
"Wszyscy wiemy" - rzucanie takimi kwantyfikatorami to ślepa uliczka, bo oczywistym jest, że nie "wszyscy", chyba, że "wszyscy" to ty i ludzie myślący jak ty. A to nigdy nie wszyscy :)
Nic nie wiemy bo wiedzą tylko ludzie z wiedzą filmową, czyli teoretycy kina z tytułami naukowymi którzy mogą ocenić wartość filmu. Społeczność FW to co jedynie może napisać jak jej się coś podobało czy nie podobało. Wartości filmu nie oceni.
Wartość filmu wyraża się w tym, czy film widzowi się podobał czy nie. W czym innym miałaby się wyrażać? Niech sobie artyści tworzą dla innych artystów i jeśli nie chcą być negatywnie oceniani przez widzów, to niech te filmy pokazują tylko artystom. I od kiedy to margines, a nie ogół wyznacza trendy?
Idąc takim tokiem myślenia to najlepszymi powiesciami jest saga Grey'a, a najlepszą muzyką Despacito.
Idąc twoim tokiem myślenia, film musi być dobry jeśli artysta jest znany, bo to wydumał musi być świetne, nawet jeśli większości się nie podoba.
"Wartość filmu wyraża się w tym, czy film widzowi się podobał czy nie." To najbardziej idiotyczna rzecz którą można powiedzieć. Czyli wartość oscyluje w granicach inteligencji i zdolności poznawczych widza? Toż to bzdura. Film ma jakiś obiektywne ramy i subiektywne. Jak można jego wartość oceniać po tym czy mi się podobało? Toż to kompletny egocentryzm.
Jednak podejście "zupełnie mi się nie podobało, ale teoretycy filmu mówią, że jest super" jest jeszcze bardziej debilne. Nie ma powodu żeby się samoupokarzać i odbierać sobie prawo do jakiejkolwiek oceny. Istnieją kryteria obiektywne jednak to JA oglądam film i JA go oceniam i zdecydowanie "czy mi się podobało" ma znaczenie przy wystawianiu oceny.
Co oczywiście nie znaczy, że nie należy dostrzegać wartości obiektywnych i każdego powinno być stać na powiedzenie - "znudził mnie do nieprzytomności, ale zdaję sobie sprawę, że jego wartość artystyczna jest wysoka". Jedno drugiego nie wyklucza.
Naprawdę. Każdy to arcydzieło? Obejrzałem 3 jego filmy - Antychryst jest ledwie przeciętny, a Nimfomanka zwyczajnie nudna.
Dno i wodorosty. Film obrzydliwy, bez sensu i bez puenty.. scena z wnetrza onanizujacej sie dildem kobiety? naprawde? jeszcze to zachwalanie przed seansem, porownywanie do zimnej wojny.. wtf? Zostalem do konca bo i tak bylem o 23 gdzies umowiony... ale az dziwne ze tylko 30-40 osob wyszlo podczas seansu. Nikt nawet nie odwazyl sie zaklaskac. Ktos w ogole zostal na Q&A?
To porównanie do "Zimnej wojny" było jakimś koszmarem, wręcz profanacją! I przez cały film myślałam, czy to jest na serio, czy to się dzieje naprawdę..
Porównanie do "Zimnej wojny" dziwne bo filmy nie mają że sobą nic wspólnego. Profanacja? To że "Zimna wojna" jest filmem bardzo przystępnym dla mas nie sprawia że jest lepsza.
podobno corka buzka miala zostac po filmie na Q&A ale czy zostala? - nie wiem bo sie ulotnilem. nie chce byc niemily dla jej ojca - ktorego szanuje - ale marnosc filmu oraz fakt ze corka powiedziala w nim chyba tylko jedno pelne zdanie.. sprawia ze chyba lepiej byloby dla obojga, jakby na niego nie przychodzil.
Film jest o zachowaniu człowieczeństwa w obliczu pustki. Pokazuje że ludzie w obliczu klęski kierują się popędami. Scena w f*ckboxie jest hipnotyczna jak zresztą cały film. Oczywiście to kino w pełni metaforyczne więc nie będzie cieszyć się przychylną opinią mas. Tylko po co w ogóle takie kino oglądacie?
Zgadza się, ludzie doszukują się w tym filmie tego czego nie należy się doszukiwać...ich myślenie idzie w zupełnie innym kierunku. To dramat psychologiczny, gdzie sf jest tylko otoczką.
o, w punkt! po co kręcić dramat psychologiczny w kosmosie? Fani kina s-f chcą oglądać filmy gatunkowe, które opowiadają o rozwoju technologicznym, społecznym itd, ewentualnie o ich upadku czyli wariant antyutopijny. W High Life te elementy są traktowane po macoszemu, a film skupia się na naszej seksualności i tu jest właśnie mielizna. Nie mam nic przeciwko poruszeniu tego tematu, szczególnie w scenerii s-f, ale tam nie ma nic więcej, a połowa s-f czyli "science" jest olana zupełnie. Załogowa misja w głąb czarnej dziury to jest materiał na komedię a nie dramat he he.
Święta prawda . To jak dać krowie Pana Tadeusza i kazać zrozumieć High Life mnie autentycznie zafascynowało swoją odwagą i z premedytacją gryzącą formą. Na tyle że kiedyś na pewno do niego wrócę''
Jak ja się rozczarowałem. Coś w tym jest, że pierwsze minuty, 10-15 minut decydują i wiem czy film mi się spodoba. Tu było jeszcze gorzej. Jak
In7ane napisał(ła) - obrzydliwy, w dodatku tanio zrobiony, o niczym i i EXTREMALNIE nuuuudnyyy. Jak ja zaciskałem zęby żeby to przetrzymać. Czasami miałem wrażenie, że zapłata za film od inwestorów jest od minuty, czym dłużej wymęczymy widza, tym więcej kasy spłynie. Ja nie wiem za co te tortury kosmicznej nudy. Właściwie o czym to było? Pomysł na etiudę, ale nie, rozciągniemy to do pełnometrażówki, wstawimy nudne kilkuminutowe sekwencje o niczym, do niczego nie prowadzące i będziemy mieli "ambitne kino". Kurła!
Jak ja się cieszę, że mamy taką racjonalną publiczność w PL - w BBC jakaś laseczka się zachwycała tym kosmicznym ambitnym porno
najlepsza i tak była Agata Buzek, która na QA po seansie na pytanie - o czym wg Pani jest ten film? odpowiedziała - "gdy przeczytałam scenariusz myślałam, że jest o jednym, gdy zaczęłam w nim grac myślałam, że o drugim natomiast gdy go obejrzałam okazało się, że o czymś jeszcze innym. Dlatego uważam, że jest to film w zasadzie trochę o wszystkim" Nawet aktorzy nie wiedzą w czym zagrali.
czy padło pytanie: dlaczego zdecydowała się Pani na udział w tym filmie? bo albo scenariusz był tak dobry, albo nie wiem
powiedziała, że zdecydowała się zagrać w tym filmie jeszcze zanim przeczytała scenariusz... brak pracy w tym kraju zmusza ludzi do łapania się za cokolwiek...
To co powiedziała Buzek to jeden z najlepszych komplementów jaki można dać filmowi.
Co Ci daje prawo decydować kto jest racjonalny? Masz tytuł naukowy z wiedzy o teorii kina? Któryś z tych userów wyżej ma?
od kiedy trzeba mieć tytuł naukowy z wiedzy o teorii kina żeby decydować co jest wg kogoś "racjonalne"? :P
film jest tandetny, słaby... najlepsza była scena jak biegła z tą spermą w rękach żeby zapłodnic rudą :D
Jestem świeżo po seansie. Ludzie śmiali się co drugą kwestię. Mnie chciało się wymiotować. Wyszłam po półtorej godziny, film mnie nie rozśmieszył, lecz zdenerwował. Obrzydliwy, tani, bez pomysłu. Coś okropnego.
jest trochę przemocy i gwałtu, kilka scen erotycznych, jedna ładna scena autoerotyczna. da się to wytrzymać ale na końcu się okazuje że nie było warto bo do niczego to nie prowadziło
O jakie zaprzeczenie prawom fizyki w pierwszych scenach chodzi? Widziałem film wczoraj i nie pamiętam jakiegoś wielkiego przekłamania (choć też nie jestem w tym ekspertem i mogłem nie wychwycic)
Chociażby scena kiedy wyrzuca ciała w przestrzeń kosmiczną, a te spadają jakby statek znajdował się na Ziemi, a nie w kosmosie.
też najpierw tego nie rozumiałem i myślałem, że to jakaś dziwaczna wizja reżyserki, ale później jest wyjaśnione, że ruch statku powoduje powstanie sztucznej grawitacji. Stąd tak naprawdę ciała pozostają w miejscu, a to Pattinson przemieszcza się "do góry". Powstaje złudzenie spadania tych ciał
Tak, dokładnie o tym piszę - "grawitacja" wskutek ruchu dotyczy Pattinsona i ciał na statku. Gdy przemieszcza te ciała przez właz, to one pozostają w miejscu, a statek leci dalej. Przez to powstaje wrażenie, jakby to ciała się poruszały, a w rzeczywistości porusza się statek, a one zastygają w miejscu
Dlaczego miałyby pozostawać w miejscu?
Jeżeli coś wyrzucisz z jadącego pociągu to poleci to do tyłu tylko i wyłącznie dlatego, że zostanie wyhamowanie przez pęd powietrza. W kosmosie nie ma powietrza.
Przedmiot wypychany poza właz statku kosmicznego ma taką samą prędkość jak statek kosmiczny i nie istnieje czynnik, który miałby ten przedmiot wyhamować.
Nikt nie odpisał bo trochę głupio wyjaśniać tak proste zagadnienia, ale wyobraź sobie że ten statek aby wytworzyć sztuczną grawitację musi cały czas przyspieszać i ma odpalone silniki. Co każdą sekundę pędzi szybciej. A obiekt który wysadzasz silników nie ma. Będzie pędził z prędkością chwilową z momentu wysadzenia. Będzie to wyglądało jakby ten obiekt spadł.
Całą dyskusję powinniśmy zacząć od tego, że cały sposób na "sztuczną grawitację poprzez nieustanne przyspieszenie" jest kompletnie pozbawiony jakiegokolwiek sensu. Jeśli ktoś widział choć 1 film SF zauważył pewnie te koliste konstrukcje obracające się wokół własnej osi i powodujące sztuczne ciążenie za pomocą siły odśrodkowej. Dlaczego zdecydowano się na taki zamysł a nie na "pędzenie ze stałym przyspieszeniem?" A no dlatego że jest to kompletnie niewykonalne pod względem zużycia paliwa. Nie mówiąc już o tym że kiedy rozpoczynają (cytuję) "sekwencję zwalniania aby wejść na orbitę czarnej dziury" ni jak to ma wpływ na sztuczną grawitację. Zaletą kosmosu jest to że raz przyspieszasz do wymaganej prędkości a potem po prostu lecisz bez zwalniania. Dystanse w kosmosie są zbyt odległe aby sobie tak po prostu przyspieszać bo tak. Nie mówiąc już o tym co byśmy czuli gdybyśmy tak ciągle przyspieszali byle tylko nogi się trzymały ziemi. Zapewniam, nie byłoby to miłe uczucia :)
Na prawdę wystarczyło powiedzieć że mają tam generator sztucznej grawitacji (mimo że nie mamy pojęcia jak go stworzyć) i nikt by się nie czepiał, wywalić te nielogiczne sceny i zrobić normalne, tak jak ciała zachowywałyby się wyrzucone w próżnicę ze statku kosmicznego.
Jak ciało trafia w próżnię obecną w kosmosie to je rozrywa na strzępy, a tu nic... Narzędzie w pierwszej scenie spada jak na ziemi, a w nieważkości powinno zachować się inaczej. Zobacz sobie jakąś scenę w innym filmie o kosmosie.